<br><br><div class="gmail_quote">W dniu 7 marca 2010 20:27 użytkownik Pawel Krawczyk <span dir="ltr">&lt;<a href="mailto:pawel.krawczyk@hush.com">pawel.krawczyk@hush.com</a>&gt;</span> napisał:<br><blockquote class="gmail_quote" style="border-left: 1px solid rgb(204, 204, 204); margin: 0pt 0pt 0pt 0.8ex; padding-left: 1ex;">
<div class="im">On 2010-03-07 20:13, Piotr VaGla Waglowski wrote:<br>
<br>
&gt; Uważam przy tym, że nie trzeba siedzieć przy<br>
&gt; stoliku władzy publicznej, by patrzeć na to, co się przy tym stoliku<br>
&gt; dzieje i komentować takie działania.<br>
<br>
</div>Reprezentacja jest potrzebna po to, żeby na fizycznym spotkaniu z rzadem<br>
spojrzała ministrowi głęboko w oczy i spytała: dlaczego gracie z nami w<br>
kulki i nie udzieliliście odpowiedzi na 30% merytorycznych komentarzy do<br>
projektu X?<br>
<br>
Maile i pisma jest łatwo ignorować albo &quot;po prostu&quot; albo &quot;w trybie<br>
formalnym&quot; tzn. udzielając wymijających odpowiedzi w ustawowym<br>
terminie tak długo, aż się petentowi znudzi.</blockquote><div><br>Rozmówców i ich argumenty tudzież stanowiska też jest łatwo ignorować. Jeśli się jest politykiem to jest to wręcz jedna z podstawowych umiejętności (nie chce mi się przytaczać wypowiedzi z naszego bujnego życia politycznego, ale nie można nie odnieść wrażenia że i 10% uprzejmości wymienianych między politykami w dowolnej kampanii wyborczej wystarczyłoby w normalnym życiu towarzyskim do zerwania z kimś znajomości do końca życia) bez tego można by popaść w depresję albo nerwicę w zależności od temperamentu. A pismo ma jednak swoją wagę, nie odwołuje się do ustaleń kuluarowych, można sprawdzić dokładnie co jest w nim napisane, powstaje jakiś czas - czasem konieczny na wyciszenie emocji, sprawdzenie faktów i wypracowanie stanowiska. Pismu trudniej coś zasugerować, nawet w najlepszej wierze, pismo nie daje się sprowokować, nie przekracza swoich kompetencji i nie musi się potem rakiem wycofywać za złożonych obietnic tracąc wiarygodność. Pismu nie spóźniają się pociągi, nie ma złych dni ani nie pokłóciło się przed wyjściem z domu z małżonką ani nie bolą go zęby. Pismo - mimo najszczerszych chęci - nie jest się w stanie nawet przypadkiem skompromitować, pismo może z równym przekonaniem przedstawiać rozbieżne opinie wewnątrz grupy (wystarczy że podzieli się je na &quot;stanowisko większości&quot; i &quot;stanowisko mniejszości&quot;). Pismo wreszcie (w formie elektronicznej) jest znacznie bardziej odpowiednim nośnikiem informacji &quot;społeczeństwie informacyjnym&quot; niż - choćby i protokołowane - pogaduszki. Poza tym przejście w tryb &quot;in Real Life&quot; grozi kolejną sytuacją z cyklu &quot;Internet z siedzibą w Warszawie&quot; - z powodów praktycznych jeśli rozmowy miałyby trwać dłużej czy być organizowane częściej trzeba będzie delegatom &quot;strony społecznej&quot; płacić albo ich wręcz zatrudnić jako ekspertów (i powstanie pytanie jak się to ma do niezależności), ewentualnie ograniczyć się do tych, którym aktywność zawodowa nie przeszkadza &quot;bywać&quot; i &quot;spotykać się&quot;. <br>
Poza tym (medice cura te ipsum, czyli szewc bez butów chodzi ;)) jeśli mamy pracować nad INTERNETOWĄ platformą do konsultacji społecznych to byłoby co najmniej niepolityczne robić to w trybie &quot;in real life&quot;, bo dostaemy piękny sofizmat:<br>
jeśli wypacujemy w trybie RL dobry projekt platformy, to znaczy, że tryb RL jest OK i platforma jest niepotrzebna, jeśli wyprodukujemy zły to tym bardziej nie będzie warto go realizować.<br>MS<br><br></div></div><br>